fbpx

ZrównowaŻona, czyli kto? 3 sposoby, by sprawdzić, czy potrafisz złapać życiowy balans.

2E6A5945

O budowaniu równowagi, posiadaniu harmonijnego życia i odczuwania wewnętrznego spokoju mówi się dużo. Są to hasła, które potrafią często wybrzmiewać a jednocześnie, tak niewiele mieć wspólnego z rzeczywistością. Takie hasła jak work – life balance, mają to do siebie, że im częściej o nich słyszymy, tym rzadziej wierzymy w ich przekaz i prawdę. 

Zaczynają kojarzyć się z modą i trendem promowanym przez duże firmy i korporacje. Często „sprzedawane są” w sposób, którego ja nie kupuję. Bo jeśli przyjrzymy się znaczeniu i kombinacji słów – „work -life balance” to tak, jakby nasze istnienie składało się tylko z dwóch obszarów: praca (work) i reszta życia (life). Została postawiona gruba linia, która oddziela i sugeruje, że praca częścią życia nie jest. A przecież jest, i to bardzo!  

W moim odczuciu, ta koncepcja jest niekompletna również z innego względu. A co z życiem rodzinnym i domowymi obowiązkami? Czy mamy wrzucić je do wora z napisem „work” czy „life”? Bo jak znaleźć czas na „life”, kiedy wracając z pracy, toniesz w obowiązkach domowo – rodzicielskich? A może mycie garów i prasowanie koszul od godziny 17:00, powinnaś potraktować jako sposób na odpoczynek? Wtedy śmiało i z dumą możesz powiedzieć, że złapałaś równowagę. Brawo Ty! Prawie jakbyś wygrała los na loterii.  

Wiesz, jak jest naprawdę?  Bardzo lubimy myśleć, że tą „przereklamowaną równowagę” osiągnęłyśmy. Ale osiągniecie jej, interpretujemy, nie jako nasze starania, dążenia i sprawczość. Często nam się wydaje, że równowaga nadawana jest jakby z automatu. Że mówienie o łączeniu ról i osiąganiu w nich harmonii stało się, tak popularne, że samo zatapia się w naszych domach, pracach i rodzinach.  

Przecież oprócz gotowania, prania, odrabiania z dziećmi lekcji i zawożenia ich na zajęcia, mamy też „asapy”, „deadline’y” oraz „kaj-pi-aje”. Od święta wyskoczymy też z koleżanką na kawę, by trochę ponarzekać na pracę, męża i pewnie jeszcze na 100 innych spraw. Raz w roku pojedziemy także na dwutygodniowe wakacje, by wtedy tak „naprawdę” odpocząć. 

Ale czy na pewno przeskakiwanie między jednymi obowiązkami a drugimi (dom – praca) oraz sporadyczne pozwalanie sobie na odpoczynek (kawa i jeden urlop w roku) to równowaga? No błagam…oczywiście, że nie!

W moim przekonaniu istnieją 3 filary, które są budulcem życia w wewnętrznym spokoju i harmonii. Takiego autentycznego balansu, a nie tego sztucznie kreowanego.

1. Nie wybierasz jednej wersji siebie

Czy potrafisz przypomnieć sobie sytuacje, w której ktoś zadał Ci pytanie w stylu „to kim teraz jesteś Asiu?” Być może usłyszałaś je na 15-leciu matury, gdzie dawni koledzy ze szkolnego korytarza, z zaciekawieniem słuchali, jak się potoczyło życie Jankowi z 2B, który był największym chuliganem albo Wioli, najlepszej uczennicy, prymusce, która wygrywała wszystkie olimpiady. Może podobne pytanie padło w trakcie szkolenia, gdy uczestnicy się ze sobą zapoznawali, by przełamać pierwsze lody i choć trochę się poznać. No więc, gdybym Ciebie teraz zapytała – to kim jesteś? Co byś odpowiedziała? Mamą? Żoną? Księgową?

A może jesteśmy kimś więcej niż tylko 3 rolami, które wiążą się z posiadaniem rodziny i ewentualnie wykonywanym zawodem?

Bo wykonujemy setki ról w naszym życiu. Mniejszych czy większych, mniej lub bardziej ważnych, ale to one wszystkie składają się na naszą tożsamość. Na nasze człowieczeństwo.  

 Wiesz co jest najbardziej smutne? Kiedy widzę młodą kobietę (a młodość to też 40stka na karku!), która przed ciążą prowadziła kwitnące życie, dbała o swój rozwój zawodowy, przyjaźnie, hobby a po urodzenia dziecka, zapytana „kim jesteś?” odpowiada – mamą. Kropka. Za słowem mama nie ma już nic. Żadnej wzmianki o dawanych pasjach, marzeniach czy ambicjach.  

Czyli co, posiadając dzieci jesteśmy już tylko mamami i nikim więcej? Serio? 

 Dla mnie zdrowe podejście w budowaniu równowagi, to nie przypisywanie sobie jednej czy dwóch ról, które zawsze i wszędzie będą nas definiować. To danie sobie przyzwolenia na bycie siostrą, córką, przyjaciółką, przedsiębiorczynią, szefową, lekarką, praczką, kucharką, malarką, panią domu, podróżniczką, czy kim tam jeszcze chcesz. Ważne, żeby mieć w sobie chęć i gotowość do oddzielenia grubą kreską macierzyństwa od reszty życia.  

  • Byś patrząc w lustro nie widziała tylko mamy w powyciąganym dresie z modeliną upchaną po kieszeniach.  
  • Byś mogła na 100%, realizować każdą wersję siebie.  
  • Byś nie musiała wybierać – macierzyństwo vs. reszta życia. 
  • Bo siedząc z koleżanką na kawie, nie chcę być mamą, tylko przyjaciółką. 
  • Bo zaczynając nowy projekt, nie chcę być mamą, tylko trenerką. 
  • Bo idąc na randkę z mężem, nie chcę być mamą, tylko partnerką.

Ale za to, gdy stęskniona wracam po tej kawie, szkoleniu czy kolacji, chcę być już tylko mamą…

2. Szczerze się kochasz

Tak, dobrze przeczytałaś. Kochać siebie. Wiem, że w naszej kulturze brzmi to jak rasowy egocentryzm, ale czy to naprawdę źle, jeśli pozwalamy sobie na czułość względem siebie i wzmacniamy poczucie własnej wartości?  

Czy może to z kulturą (a przynajmniej tą jej częścią) jest coś nie tak, skoro nasze babcie, mamy i nas, wychowano w oparciu o ciągłe wytykanie błędów, skazując nas na życie w poczuciu bycia niewystarczającą? No chyba, że wystarczająco dbało się o dzieci, męża i dom (czytaj: zapominało się o sobie), to wtedy można było zyskać aprobatę i cień uznania. 

Ja naprawdę rozumiem, że minie jeszcze baaardzo dużo czasu, zanim określenie „pozytywny egoizm” wejdzie do naszego słownika, ale błagam, nie możesz zapomnieć, że istniejesz! Że jesteś tak samo ważna jak reszta Twojej rodziny. Że masz prawo się o siebie troszczyć. Że możesz dbać o obszary Twojego życia, które są… no właśnie… tylko Twoje!  

  • Kino w środku tygodnia z koleżanką – czemu nie! 
  • Spanie w weekend do 10:00, bo wiesz, że Twój mąż też umie usmażyć naleśniki – czemu nie!
  • Wieczorny film z dzieciakami, zamiast siedzenie przy prezentacji do 22:00 – czemu nie! 
  • Wyjazd służbowy, zostawiając dzieci „same” na cztery dni – czemu nie! 

I uwaga, zejdźmy trochę na ziemię. Jako mama i żona doskonale wiem, że czasami (a może nawet i często) zrobienie tego, na co akurat miałoby się ochotę, jest po prostu niemożliwe. Ale nie chodzi o to, by być hedonistką w każdej sekundzie życia. Chodzi o to, by dać sobie akceptację i przyzwolenie na posiadanie własnych potrzeb.

By umieć powiedzieć:

 „jestem dla siebie na tyle ważna, żeby zatroszczyć się również o siebie”.

Amen. 

3. Racjonalnie podchodzisz do tematu równowagi

Kluczem do sukcesu jest powiedzenie sobie wprost, tak bez żadnych ogródek, że osiągnięcie idealnego stanu równowagi jest po prostu niemożliwe. Że uporczywe dążenie do posiadania wszystkich obszarów naszego życia w idealnych proporcjach jest bezcelowym działaniem. Działaniem, na które będziesz spalać masę energii a na końcu i tak spotkasz się z frustracją i rozczarowaniem. 

Dlaczego? 

Bo życie to nie bajka, które zawsze kończy się „i żyli długo i szczęśliwie” Życie jest słodko – gorzkie. Przynosi piękne momenty, ale potrafi też dać w kość. Nie da się go tak zaplanować, by mieć tyle samo smutku co radości. By dokładnie tyle samo godzin poświęcać na rodzinę, pracę i przyjemności. By zawsze wszystkie obszary naszego życia były idealnie zaopiekowane.

Wierzę jednak w wewnętrzną siłę, która daje nam motywację, by sięgać po to co jest dla nas ważne.  

Wierzę też w sprawczość, która pozwala działać, by nasze intencje przekuć w działania.  

Ale nie wierzę w to, że nawet najsilniejsza i najbardziej sprawcza osoba na świecie, jest w stanie mieć pod kontrolą i władać tymi obszarami, których… kontrolować się po prostu nie da. 

  • Bo mam wpływ na to, czy będę siedzieć do 2:00 w nocy nad prezentacją, ale nie mam wpływu, czy zostanie to docenione przez mojego szefa. 
  • Bo mam wpływ na to, czy będę stała 3 godziny w kuchni, by przygotować wykwintny obiad, ale nie mam wpływu na to, czy zostanie zjedzony z apetytem przez moje dzieci. 
  • Bo mam wpływ na to, czy pojadę na babski tydzień w góry, ale nie mam wpływu, czy mój mąż będzie dbał o idealny porządek w domu.

I o tym właśnie jest sztucznie napompowana równowaga Jest o chęci posiadania władzy i kontroli nad wszystkimi obszarami życia. Nawet tymi, nad którymi wpływu mieć nie możemy.

Recepta jest jedna i brzmi bardzo prosto (choć prosta w wykonaniu już na pewno nie jest).

Skup się na rzeczach, na które masz wpływ. Przekieruj tam swoją energię i bądź proaktywna. Jednocześnie pozostań otwarta na to, co niespodziewanie może przynieść los. Zaakceptuj te rzeczy i nie próbuj „na zapas” kontrolować całego świata.

Wiesz, kiedy ja tak naprawdę poczułam swoją równowagę? Wtedy, kiedy uświadomiłam sobie, że nie mam co na nią liczyć 😉

Udostępnij!

Facebook
Twitter
LinkedIn
Pinterest

Inne artykuły

Pobierz bezpłatny eBook

Poradnik dla sfrustrowanych!
Jak zadbać o swoje potrzeby i wyjść poza rolę mamy, żony i gospodyni